Wiele osób zakłada, że tłumaczenie polega na znalezieniu właściwych słów w innym języku. Że wystarczy słownik, znajomość gramatyki i poprawność językowa. Tymczasem tłumaczenie rzadko bywa prostym przełożeniem tekstu z jednego języka na drugi.
Problem polega na tym, że tłumaczenie często postrzegane jest jak produkt. Coś co da się łatwo wycenić, porównać i wybrać według najniższej ceny. Tymczasem tłumaczenie jest usługą, a jej jakość zależy od kompetencji, doświadczenia i decyzji osoby, która ją wykonuje. Dlatego porównywanie tłumaczy wyłącznie na podstawie ceny bywa złudne.
Za chwilę pokażę Ci, jak różny może być efekt końcowy, nawet wtedy, gdy punkt wyjścia jest dokładnie ten sam.
Czym jest tłumaczenie i gdzie tkwi haczyk
Najogólniej rzecz biorąc, tłumaczenie to wyrażenie w jednym języku tego, co zostało napisane/powiedziane w innym. Istnieje tu wszelako pewien haczyk, z istnienia którego nie wszyscy zdają sobie sprawę, albo po prostu uważają, że to nie ma znaczenia. Cóż. Czasami może być i tak. Jednak najczęściej klienci dowiadują się o haczyku dopiero wtedy, gdy jest już za późno.
I właśnie ten haczyk sprawia, że dwa poprawne tłumaczenia mogą prowadzić do zupełnie różnych efektów po stronie odbiorcy.
Tłumaczenie jest wypadkową tekstu źródłowego oraz tego, co tłumacz z nim zrobi.
A zrobić może naprawdę wiele. Gdyby proces przekładu polegał na zastępowaniu słów ich odpowiednikami ze słownika, sprawa byłaby prosta: jeden tekst, jedno tłumaczenie. Czyli nawet w przypadku zlecenia tłumaczenia na język, którego nie znasz, byłoby dla Ciebie jasne jak będzie brzmiał w uszach rodzimych użytkowników. W rzeczywistości okazuje się to bardziej skomplikowane. Jeżeli ten sam tekst damy do przełożenia kilku osobom, otrzymamy tyle samo różnych przekładów.
Za chwilę zobaczysz, jak bardzo mogą się różnić efekty pracy nad tym samym tekstem. Poniższy przykład nie ma na celu wskazania „najlepszego” tłumaczenia, lecz pokazanie, że każde z nich jest wynikiem konkretnych wyborów tłumacza, a więc innego podejścia do tekstu.
Ten sam tekst zlecony do tłumaczenia czterem różnym osobom

Ilu tłumaczy, tyle wersji tłumaczenia
Poprosiłam cztery italianistki o pomoc w napisaniu tego artykułu. Każda dostała ten sam fragment książki La coscienza di Zeno autorstwa Italo Svevo. Poniżej publikuję efekty ich pracy. Każde z tych czterech tłumaczeń odzwierciedla warsztat roboczy autorki oraz sposób, w jaki odebrała tekst i przekazuje go w innym języku. Jeden tekst źródłowy. Cztery tłumaczki. Cztery wersje tłumaczenia.
Najpierw tekst oryginalny
Io sono il dottore di cui in questa novella si parla talvolta con parole poco lusinghiere. Chi di psico-analisi s’intende, sa dove piazzare l’antipatia che il paziente mi dedica.
Di psico-analisi non parlerò perché qui entro se ne parla già a sufficienza. Debbo scusarmi di aver indotto il mio paziente a scrivere la sua autobiografia; gli studiosi di psico-analisi arriccerranno il naso a tanta novità. Ma egli era vecchio ed io sperai che in tale rievocazione il suo passato si rinverdisse, che l’autobiografia fosse un buon preludio alla psico-analisi. Oggi ancora la mia idea mi pare buona perché mi ha dato dei risultati insperati, che sarebbero stati maggiori se il malato sul più bello non si fosse sottratto alla cura truffandomi del frutto della mia lunga paziente analisi di queste memorie.
Le pubblico per vendetta e spero gli dispiaccia. Sappia però ch’io sono pronto di dividere con lui i lauti onorarii che ricaverò da questa pubblicazione a patto egli riprenda la cura. Sembrava tanto curioso di se stesso! Se sapesse quante sorprese potrebbero risultargli dal commento delle tante verità e bugie ch’egli ha qui accumulate!…
DOTTOR S.
Przekład nr 1: Anna Skowronek
Jestem lekarzem, wobec którego czasami używa się w tym opowiadaniu niepochlebnych słów.
Kto rozumie psychoanalizę, wie, jak radzić sobie z okazywaną niechęcią ze strony pacjenta. Nie będę się wywodził na temat psychoanalizy, ponieważ tutaj mówi się o tym już wystarczająco dużo. Muszę przeprosić, za to że nakłoniłem mojego pacjenta do napisania jego życiorysu; naukowcy zajmujący się psychoanalizą będą kręcić nosem, słysząc tak wiele nowości. Ale był w podeszłym wieku i miałem nadzieję, że poprzez rekonstrukcję minionych wydarzeń, ożyje jego przeszłość, że jego autobiografia będzie dobrym wstępem do psychoanalizy. Dzisiaj ta moja koncepcja nadal wydaje mi się trafna, ponieważ przyniosła mi nieoczekiwane rezultaty, które byłyby większe, gdyby pacjent nieoczekiwanie nie przerwał leczenia, pozbawiając mnie możliwości zaobserwowania efektów mojej długiej cierpliwej analizy tych wspomnień.
Publikuję je dla zemsty i mam nadzieję, że będzie czuł się niezręcznie. Pomimo wszystko niech wie, iż jestem gotów podzielić się z nim okazałymi honorariami, które otrzymam z niniejszej publikacji, pod warunkiem, że wznowi leczenie. Wydawał się taki ciekawy poznania samego siebie! Gdyby tylko wiedział, ile niespodzianek wynikłoby z komentarza wielu prawd i kłamstw, które tu zgromadził!…
Przekład nr 2: Renata Mielnik
Jestem lekarzem, o którym w tej powieści padają niekiedy słowa mało pochlebne. Kto zna się na psychoanalizie, ten będzie wiedział, z czego wynika niechęć, jaką pacjent do mnie żywi.
Nie będę rozwodził się nad psychoanalizą, gdyż mówi się o niej dostatecznie często w tej książce. Powinienem przeprosić za nakłonienie mojego pacjenta do napisania autobiografii; uczeni zajmujący się psychoanalizą, skrzywią się w obliczu tak wielkiej nowości. Ale on był stary, a ja miałem nadzieję, że takie odtworzenie jego przeszłości, przywróci jej dawny koloryt, że autobiografia byłaby dobrym wstępem do psychoanalizy. Dziś mój pomysł nadal wydaje mi się słuszny, albowiem dostarczył mi on nieoczekiwanych rezultatów, które byłyby bardziej obszerne, gdyby chory nie zrezygnował z leczenia w najważniejszym momencie terapii, okradając mnie z owoców mojej długiej i cierpliwej analizy tych wspomnień.
Zdecydowałem się na ich opublikowanie w akcie zemsty i mam nadzieję, że sprawi mu to przykrość. Chcę, żeby wiedział, iż jestem gotów podzielić się z nim ogromnym honorarium, które dostanę za tę publikację, pod warunkiem, że wznowi on terapię. Wydawał się bardzo zaciekawiony swoją osobą! Jeśliby tylko wiedział, ile niespodzianek przyniosłyby mu uwagi na temat wielu prawd i kłamstw, które on tutaj nagromadził!…
DOKTOR S.
Na tym etapie wiele osób zaczyna zauważać, że różnice nie dotyczą pojedynczych słów, ale tonu, rytmu i relacji narratora z czytelnikiem.
Przekład nr 3: Agnieszka Matyszewska
To ja jestem doktorem, o którym mowa w niniejszej powieści w mało pochlebnych słowach. Ten, kto zna się na psychoanalizie, wie, gdzie ulokować antypatię odczuwaną przez pacjenta wobec mojej osoby.
Nie będę rozwodził się nad psychoanalizą, ponieważ wałkowana jest tutaj już wystarczająco. Winien jestem przeprosiny, że skłoniłem swojego pacjenta do napisania autobiografii. Badacze psychoanalizy będą kręcić nosem na takie ekstrawagancje. Ale pacjent ten był już stary, a ja miałem nadzieję, że w trakcie wspominania jego pamięć ożyje na nowo, że autobiografia będzie dobrym wstępem do psychoanalizy. Nawet dzisiaj pomysł ten wydaje mi się dobry, ponieważ zaowocował nieoczekiwanym rezultatem. Rezultat ten byłby jeszcze znaczniejszy, gdyby chory w najlepszym momencie nie uchylił się przed terapią, oszukując mnie co do owoców mojej długiej i cierpliwej analizy tych wspomnień.
Publikuję je jako wyraz mojej zemsty i mam nadzieję, że sprawi to mu przykrość. Niech wie, jednakże, że jestem gotów podzielić się z nim szczodrym honorarium, które otrzymam za tę publikację, pod warunkiem, że wznowi leczenie. Wydawał się być tak ciekawym samego siebie! Jeżeliby tylko wiedział, ile niespodzianek szykują mu komentarze odnoszące się do tych wszystkich prawd i kłamstw, które tutaj tak szczodrze zamieścił!…
DOKTOR S.
Przekład nr 4: Lena Hadi
Ja jestem tym lekarzem, o którym czasami mówi się niepochlebnie w tym oto opowiadaniu. Ten kto rozumie psychoanalizę, wie jak sobie radzić z niechęcią, którą okazuje mi pacjent.
Nie będę znowu mówił o psychoanalizie, bo już wystarczająco wypowiedziałem się na ten temat. Muszę przeprosić za to, że nakłoniłem mojego pacjenta do napisania jego autobiografii. Psychoanalitycy będą niepocieszeni tak dużą ilością informacji. Wracając do tematu, mój pacjent był starszym człowiekiem i miałem nadzieję, że dzięki tej rekonstrukcji odrodzi się jego przeszłość, a autobiografia będzie dobrym wstępem do psychoanalizy. Obecnie mój pomysł nadal wydaje mi się dobry, ponieważ dał mi nieoczekiwane rezultaty. Jednak byłyby one większe, gdyby mój najwspanialszy pacjent nie unikał leczenia. Oszukał mnie, niszcząc efekty mojej długiej i cierpliwej pracy nad analizą jego wspomnień.
Publikuję je dla zemsty i mam nadzieję, że mu się nie spodobają. Wiedzcie jednak, że jestem gotów podzielić się z nim licznymi honorariami, które otrzymuję za tę publikację, jeśli tylko raczy wznowić leczenie. Wydawał się tak ciekaw samego siebie! Gdyby wiedział, ile zaskoczenia może wzbudzić jego komentarz dotyczący prawd i kłamstw, które tu zgromadził…
DOKTOR S.
Piąta wersja tłumaczenia
A teraz muszę się przyznać do drobnego niedopowiedzenia. Wersji jest bowiem pięć. Oto moja.
Przekład nr 5: Krystyna Maternia
To ja jestem tym lekarzem, o którym tutaj mowa w słowach niekiedy niezbyt pochlebnych. Kto się zna na psychoanalizie, zauważy kiedy do głosu dochodzi niechęć, jaką darzy mnie pacjent.
Nie będę się rozwodził nad psychoanalizą, gdyż jest tu o niej aż nadto. Muszę też przeprosić za nakłonienie mojego pacjenta do napisania swojej biografii. Badacze zajmujący się psychoanalizą będą kręcić nosem na takie wynalazki. Ale on był stary, a ja miałem nadzieję, że we wspomnieniach jego przeszłość nabierze kolorów; że autobiografia to dobry punkt wyjścia do psychoanalizy. Mój pomysł nadal wydaje mi się całkiem niezły, ponieważ dał zaskakujące rezultaty, które byłyby lepsze, gdyby chory w najlepszym momencie nie wycofał się z terapii i nie uniemożliwił mi tym samym doprowadzenie mojej długiej, cierpliwej analizy tych wspomnień do końca.
Publikuję je z zemsty i mam nadzieję, że go to zaboli. Niech wszakże wie, iż gotów jestem podzielić się z nim pokaźnym honorarium, jakie otrzymam za tę publikację. Pod warunkiem, że wróci na terapię. A wydawał się tak ciekawy siebie samego! Gdyby tylko wiedział, jak bardzo mogłoby go zaskoczyć to, co można dostrzec w tych wszystkich, zebranych tutaj prawdach i kłamstwach…
DOKTOR S.
Myślę, że po tych przykładach widać wyraźnie, iż różnice między tłumaczeniami nie są kwestią poprawności, lecz wyborów.
Nie ma jednej wersji tłumaczenia, a to, jak tekst wygląda w innym języku zależy od tłumacza, od jego wiedzy, doświadczenia, umiejętności i wyborów terminologicznych
Czy zaskoczył Cię efekt powyższego eksperymentu? Tak duże różnice dają do myślenia, prawda? Warto pamiętać, w jak dużym stopniu efekt końcowy projektów wielojęzycznych zależy od tłumaczy. Niuanse są jak prawie. Robią różnicę.
W praktyce oznacza to, że zlecając tłumaczenie na język, którego sam nie znasz, oddajesz część kontroli nad przekazem osobie trzeciej. A to, jak ten przekaz zostanie ukształtowany, zależy nie od słownika, lecz od kompetencji tłumacza i jego rozumienia celu tekstu.
O ile w przypadku literatury słabe umiejętności tłumacza skutkują jedynie wyrzuceniem w błoto kilkudziesięciu złotych za kiepską książkę, o tyle podpisanie przez Twoją firmę źle przetłumaczonej umowy na kilkaset tysięcy euro może mieć dużo dalej idące konsekwencje finansowe.
Który tłumacz dobrze tłumaczy: oto pytanie za 100 punktów
Mam nadzieję, że zasiałam w Tobie ziarno niepewności w kwestii zlecenia tłumaczeń w oparciu o kryterium ceny.
Tłumaczenia to usługa oparta w wielkim stopniu na zaufaniu. Jeżeli nie znasz danego języka (lub znasz jedynie w stopniu komunikatywnym), nie wiesz czy to, co wysyłasz w prezentacji przetłumaczonej np. na język włoski to właśnie to, co jest napisane w polskiej wersji. Musisz również zaufać, że umowa, którą podpisujesz w oparciu o treść tłumaczenia na polski, stanowi dokładnie to, co napisał tłumacz.
Albo weźmy tłumaczenia marketingowe przeznaczone np. do publikacji w social mediach. Przecież nie po to spędzasz wiele godzin na wymyślaniu chwytliwych sloganów i zakręconych, przyciągających uwagę klienta zdań, aby tłumaczenie na włoski, na angielski czy na inny język było drewniane i bez polotu. Takie treści zostaną przeskrollowane przez internautów i znikną w czeluściach internetu bez śladu. Ewentualnie ktoś się pośmieje.
Następny krok: wybór odpowiedniego tłumacza
Wybierając tłumacza, rzadko widzimy wszystkie decyzje, które zapadają po drodze. A jednak to one kształtują ostateczny efekt. Sposób, w jaki tekst brzmi, co komunikuje i jakie wrażenie robi na odbiorcy.
Dlatego problem nie polega na tym, że istnieje wiele poprawnych tłumaczeń. Problem pojawia się wtedy, gdy wybór tłumacza sprowadza się wyłącznie do ceny, bez refleksji nad tym, jakiego efektu właściwie potrzebujemy.
Nie chodzi o to, by wskazać jedno najlepsze tłumaczenie. Chodzi o świadomość, że każde tłumaczenie jest wynikiem konkretnych wyborów, i że oddając tekst do tłumaczenia na język, którego sami nie znamy, oddajemy też część kontroli nad przekazem.
A to już decyzja, której nie warto podejmować w ciemno.