Jak przestać się wyświetlać, czyli dzień z życia tłumacza

Data ostatniej modyfikacji: 5 grudnia 2025

Są takie dni w pracy tłumacza, kiedy człowiek spodziewa się co najwyżej trudniejszego zdania do przekładu albo klienta, który twierdzi, że muszę mu coś przetłumaczyć, od ręki, bo to pilne, on zaraz przyjdzie i zajmie to pani 5 minut. A potem dzwoni telefon i okazuje się, że życie przygotowało coś znacznie ciekawszego.

Dryń dryń.

Halo! – odpowiadam profesjonalnie, jeszcze nieświadoma, że zaraz wkroczę w świat metafizycznych poszukiwań tłumacza przysięgłego.

Dzień dobry. Ile u pani kosztuje przetłumaczenie dowodu rejestracyjnego?

Standard. Klasyk gatunku. Odpowiadam więc zgodnie z prawdą:

Niestety, nie przetłumaczę panu tego, bo nie jestem tłumaczem przysięgłym.

I tu następuje chwila, w której logika i rzeczywistość postanawiają wziąć urlop.

Jak to nie jest pani tłumaczem przysięgłym? Przecież mi się pani tu wyświetla.

Aha. Oczywiście. Jak wiadomo, w cyfrowej erze najważniejsze kwalifikacje zawodowe to te nadane przez… algorytm? Wyszukiwarkę? Los zrządził, że akurat dziś internet uznał mnie za tłumacza przysięgłego. Cóż, mogło być gorzej. Mógł zrobić ze mnie wróżkę albo chirurga plastycznego.

No nie jestem, pomimo tego, że się wyświetlam – próbuję delikatnie doprecyzować, choć wiem, że w tym momencie walczę nie tylko o prawdę, ale też z wiarą rozmówcy w nieomylność technologii.

To dlaczego się pani wyświetla?

I tu kończą się kompetencje tłumacza, a zaczyna filozofia. Gdybym umiała odpowiedzieć na to pytanie, prawdopodobnie pracowałabym dla Google, zamiast tłumaczyć instrukcje obsługi, w których robot przemysłowy teoretycznie nigdy nie powinien wejść w kolizję z drugim, aż do momentu, gdy ktoś naprawdę uruchomi go na produkcji.

Nie mam bladego pojęcia – odpowiadam szczerze, bo ekspert też człowiek. Może i potrafię ogarnąć pięć przypadków w jednym zdaniu i rozszyfrować język techniczny, ale wszechmocna nawigacja wyszukiwarki to nie mój dział.

Rozmówca milknie. Widocznie próbuje pogodzić tę informację z faktem, że świat jednak nie jest idealnie uporządkowany. Ostatecznie stwierdza:

To szkoda. Trudno. Dziękuję. I bardzo proszę przestać się wyświetlać.

Po tylu latach pracy jako freelancer wreszcie doczekałam się zlecenia, którego nikt mi nigdy nie powinien dawać: żebym przestała się wyświetlać. Gdyby to było takie proste, 96% problemów w branży usługowej znikałoby w sekundę.

Postaram się. Do widzenia.

Do widzenia.

I tak kończy się kolejny dzień w biurze tłumacza, zmagającego się nie tylko ze słowami, ale też z technologiczną rzeczywistością, która czasem postanawia zrobić nam psikusa.

A ja? Nadal się wyświetlam. Nie wiem gdzie, nie wiem komu, ale pewnie ktoś mnie tam gdzieś widzi…


PRZECZYTAJ TEŻ:

Wpisy blogowe o podobnej tematyce